Layout by Raion

20 lis 2014

Felsarin - "Życzenie śmierci"

Jak do diabła skończyliśmy w ten sposób?
Czemu do cholery nie byliśmy w stanie.
Zobaczyć tych przegapionych znaków,
I próbować odwrócić role?
~Nickelback - "Someday."


   Nie kłamała, naprawdę odeszła. Ta smutna myśl nieustannie męczyła zrezygnowanego Felsarina ciągle przywracając mu w pamięci tamten dzień. Sorenia nie wróciła, w raz z nią odeszło jego szczęście i poczuł, że po raz trzeci jego świat ulega całkowitemu zniszczeniu. Od tamtej pory przestał wychodzić zza dnia z groty. Cały dzień przesypiał a nocami włóczył się bez celu po górach, najczęściej siedząc na urwisku i czekając na wschód słońca.
-Tato, możemy porozmawiać? - pewnego razu zaskoczyła go tam Sara.
-Oczywiście - pozwolił jej. Mała smoczyca przytuliła się do niego.
-Tęsknisz za nią? - spytała.
-Kochałem ją - odpowiedział martwym głosem - tak samo jak Elisterę, potem Kherianę, była moim skarbem, moją nadzieją w życiu. Już wszystko zacząłem doprowadzać do porządku, i jak zwykle runęło. Powiedz mi, co jest ze mną nie tak? Miałem rodzinę, miałem ją, was...
   Cisza.
-Nie wiem czy jest sens to ciągnąć - stwierdził patrząc pusto w dół urwiska - ile brakuje zanim mnie opuścicie?
-Nie zostawimy cię...
-Przestań, wszyscy mnie zostawiają, taka prawda. Może powinniście zrobić to samo, sprowadzam na każdego nieszczęście. Żałuję, że odebrałem was z wysp...
-Nie mów tak - jęknęła córka chwytając go mocniej za ramię.
-Tam byłyście szczęśliwe, beze mnie, a teraz widzisz jak wszystko wygląda. Sepris mógł żyć sobie po swojemu, nie przeszkadzało mu to, a Sorenia mogła dalej być z Jertem.
-Nie rób nic złego...
-Vermund was przyjmie pod opiekę, wrócicie na wyspy...
-Nie! - zaskrzeczała nagle Sara. Odgłos powędrował echem w głuchej nocy po czym dodała spokojniej - chcemy być z tobą, kocham cię, tato, nie chcę tam wrócić, tam nikt o nas nie dbał, tam nie mieliśmy rodziny.
-To co mam z wami zrobić?
-Zostań z nami. Nie rób nam tego, nie porzucaj nas...
   Te słowa dotknęły go wystarczająco mocno.
-Masz rację, kochana. Nie powinienem nawet tak myśleć.
   Biorąc pod uwagę mróz panujący o tak wczesnej porze, niedługo po tym zabrał Sarę z powrotem do doliny. Zdobył dla nich pożywienie i czekał. Leżał z zaciśniętym gardłem obserwując śpiące smoki. Na ironię, Sara oraz Elistera rażąco przypominały mu to, co niegdyś utracił, jakby jego potomstwo było odzwierciedleniem dawnych koszmarów.
~Miłość jest jednak zgubną siłą - pomyślał - spełnia ale i rujnuje.
   Przyzwyczajony do czyjeś obecności, teraz nie mógł sobie wyobrazić życia w samotności. Wkrótce nastał dzień, i cała trójka zaczęła otwierać oczy.
-Zostaniecie tutaj, niedługo wrócę - stwierdził podnosząc zad z miejsca - nigdzie nie wyłazić.
   Wpadł na pomysł by odwiedzić Aresa. Świadomie miał nadzieję spotkać Sorenię i spróbować ją przekonać do powrotu. Nie zastał jednak młodego smoka w szpitalu, jedynym wyjściem mogła być tylko strażnica. Znalazł go bez trudu.
-Aresie? - zapytał nachylając łeb nad pomarańczowym gadem. Obudził go.
-Co tutaj robisz?
-Przyszedłem do ciebie, myślałeś, że tak po prostu o tobie zapomnę?
-Słyszałem co zrobiłeś...
-Nie chciałem jej skrzywdzić - uprzedził go Felsarin. Położył się obok niego - jest cała?
-Tak. Niedługo wróci, nie będzie chyba zadowolona na twój widok.
-Brakuje mi was - mruknął starszy smok - naprawdę. Jak twoja noga?
-Wypuścili mnie i kazali odpoczywać. Będzie mi trochę smutno bez Seprisa, Sary i Elistery. Przy nich miałem rodzinę.
-Nie próbowałeś przekonać Sorenii do powrotu?
-Jest zbyt uparta i nie ma ochoty o tym rozmawiać. Zabroniła mi nawet do was przyjść.
-Nie brzmi to ciekawie - westchnął Felsarin - może kiedyś jej przejdzie i wróci.
-Twierdzi, że znajdzie sobie kogoś bardziej odpowiedzialnego - oznajmił ze zgryzem Ares - powoli zaczyna mnie to męczyć.
-Szczerze mówiąc, to powinieneś być ze mną. Te ciągłe zmiany pewnie nie są dla ciebie wygodne.
-Chciałem do was wrócić - oznajmił po chwili pomarańczowy smok - chciałbym, by wszystko było tak jak było.
-Ja również. Teraz nawet nie wiem czy warto próbować. 
   Nastała długa cisza.
-To ty mnie uratowałeś, prawda? - zapytał młody patrząc na Felsarina.
-Tak, wyciągnąłem cię. Wtedy Sorenia jeszcze była dla mnie jak córka. Zresztą wszystko wyglądało zupełnie inaczej, samemu żyło mi się lepiej bo nie miałem żadnych zmartwień, potem poznałem zakazany owoc. Może i przez ten czas z Kherianą byłem szczęśliwy, ale po Sorenii zrozumiałem, że raczej nie ma dla mnie czegoś takiego. Naprawdę jest masa rzeczy, których żałuję. 
   Pochłonięci rozmową nie zauważyli powrotu zielonej smoczycy.
-Mówiłam ci coś. Miałeś mnie nie szukać - warknęła rzucając na ziemię zdechłą sarnę.
-Przyszedłem do Aresa, nie do ciebie - odpowiedział Felsarin - jego nie zabronisz mi odwiedzać.
-A właśnie to zrobię. Z twojej winy ma sztywną nogę. Wypad stąd.
-Nie zapomniałaś, że Ares też jest częścią rodziny? Było mu lepiej ze mną bo miał rodzeństwo.
-Oddałeś mi go, ułomny gadzie, należy do mnie. Teraz wyjdź zanim skończy mi się cierpliwość.
   Wstał leniwie i ruszył powoli w jej stronę. Będąc tuż obok stanął na chwilę.
-Zabiorę ci go - mruknął do niej nachylając łeb.
-Wyjdź i nie wracaj. 
-Chyba, że jednak wciąż mnie kochasz.
-Nienawidzę cię. Chcę żebyś umarł.
   Opuścił grotę i wyskoczył z wieży. Poczuł smutek, życzenie śmierci od kogoś, kogo kochał było jak zimna dzida przebijająca pierś, bolesne oraz porażające.
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz