Layout by Raion

27 wrz 2014

Sepris - "Próba"

Nie mam  pojęcia gdzie zmierzam,
Ale wiem, gdzie właśnie byłem.
~Five Finger Death Punch - "Battle Born"


   Długie dni pełne wysiłku i pracy powoli prostowały się i dopasowywały do jego rytmu życia. Przyzwyczajony do atmosfery panującej w owej "szkole" próbował nie nastawiać karku. Został uświadomiony kar, jakie stosowano za wyskoki. Trening obserwował lord Lorens, najwyraźniej przykładał dużo uwagi do niego, i jak mu powiedziano: "pilnuje swojej inwestycji". Zauważył pewną hierarchię, największą ulgę i swobodę miał Fergon, z dominującym doświadczeniem w walce.
   Trenowali rano i po południu, resztę dnia mieli dla siebie. Szło mu coraz lepiej, przyznali mu, że bardzo szybko opanowuje sztukę walki. Po dwóch tygodniach on, Fergon, Sajir i Parlod zostali zabrani na arenę. Sepris miał tylko oglądać, musiał zobaczyć jak to wszystko wygląda i jakie panują zasady. Brutalne i krwawe starcia rzadko kończyły się śmiercią, wszystko zależało od władcy organizującego całe widowisko.
-Powiedz mi, długo tutaj jesteś? - zapytał Fergona po powrocie.
-Prawie rok - odpowiedział. Nie odniósł ani jednej rany - wbrew pozorom czas szybko tutaj upływa.
-I co o tym sądzisz?
-Widzisz, nie traktują mnie tutaj źle, teraz to miejsce jest moim domem, to znacznie ekscytujące niż zwyczajne życie. Mam duszę wojownika, inaczej byłbym martwy.
-Myślisz, że mam jakieś szanse?
-To zależy od ciebie - stwierdził Fergon zmierzając go wzrokiem.
   Zapadła cisza. Nigdy dotąd nie walczył z innym smokiem. Zamordowanie Norkada nie wchodziło w grę. Nie zadowalała go śmierć w takich warunkach. W tym czasie okrutnie pokaleczony Merg powracał do zdrowia i wychodził na zewnątrz. W pewnym momencie zabrali go i jeszcze tego samego dnia wrócił całkowicie zdrowy.
-Seprisie - usłyszał przywołującego do Harisa. Zaniepokojony podszedł do smoka czekającego na niego pod bramą.
-Za tydzień odbędzie się twoja próba - oznajmił mu oficjalnie patrząc na niego z góry - widziałeś już jak wygląda walka na arenie, jednak pierwsze starcie jest testem. Klęska w tym przypadku oznacza śmierć. Jeśli wygrasz pierwszy pojedynek, dostaniesz znak, jak reszta. Zrozumiałeś?
-Zrozumiałem - odpowiedział.
   Haris przyjrzał mu się dokładnie.
-Jesteś podejrzanie spokojny, zwykle do tego czasu każdy dostaje chociaż raz batem po grzbiecie.
-Gdyby to choćby miało jakiś sens.
-Co masz na myśli? - zapytał nieco agresywnie smok.
-Gdyby sprzeciwianie się i opieranie miało jakiś sens, ale nie ma, więc po co mam to robić? Nie da się tutaj żyć w zgodzie w inny sposób.
-Byłem przekonany, że twoje pokrewieństwo przypomni sobie o dumie i nie pozwoli nad sobą zapanować. Dlatego trafiają tutaj tylko młode smoki, łatwiej was złamać. Teraz idź.
   Odszedł od Harisa, wrócił do Fergona.
-On nie ma żadnych szans - stwierdził zielony smok patrząc jak Haris przywołuje Merga - jest słaby.
-A za co został ukarany? - zapytał z ciekawości.
-Chciał uciec i nazwał Harisa brudną dziwką.
-Powiesz mi kim on jest?
-Haris? Był taki jak my, wywalczył sobie wolność, na samym końcu zamordował swojego poprzednika. Co roku otwierają turniej, finalnie walczą właśnie oni.

***

   Do końca tygodnia coraz bardziej odczuwał stres i strach. Myśl o walce na śmierć i życie napawała go obawami. Przed kim stanie? Przed równym sobie czy bezwzględną bestią, która rozszarpie go na strzępy? Nie znał swoich umiejętności, do tej pory ćwiczył tylko ze swoimi rówieśnikami, to nie to samo co na arenie...
   Wczesnym popołudniem zabrali go, Merga oraz Hirena. Czekali pod areną, stała w środku miasta, nie była duża. Okrągła, jasnoszara, kamienna budowla z trybunami i specjalnym balkonem dla organizatorów. W rozświetlonym pochodniami lochu siedzieli razem z Harisem i paroma strażnikami. Z góry słyszeli szum.
-Jesteś gotowy? - zapytał go mistrz.
-Nie bardzo - odpowiedział drżąc.
-Pamiętaj, twoje zwycięstwo jest również moim. Obojętnie przed kim staniesz, nie okazuj litości.
   Szczęk bramy zapowiedział otwarcie wysokiej kraty. Bez słowa stanął przed nią i wziął głęboki oddech. Szumy na górze ucichły i usłyszał wyraźny, twardy, męski głos.
-Dzisiejsze widowisko otwierają dwie wielkie próby, rywalizacja na śmierć i życie. W obliczu chrztu, by uzyskać tytuł wojownika, staną przeciw sobie...
   Smok wypuścił powietrze z płuc i wyszedł. Ujrzał nad sobą zapełnione tysiącami widzów trybuny. Złoty piasek poznaczony był krwią oraz drobnymi częściami zbroi. Dach stanowiła stalowa, siatka uniemożliwiająca ucieczkę. Pogoda nie zapowiadała przyjemnego dnia.
-...syn Felsarina z rodu Khanemita, uzdolnionego i wytrwałego czarnego smoka, Sepris, i córka Jaśminy, Estaria.
   Ku swojemu zdumieniu ujrzał wychodzącą z przeciwnej bramy urodziwą, szczupłą i zwiewną błękitną smoczycę. Podeszli do siebie.
-Zamorduję cię, wiedz o tym - warknęła do niego pokazując białe kły.
   Zapowiadający walki mówca, otyły, odziany w opinające go ciasno szaty mężczyzna z czarną brodą stał na swoim balkonie z uniesionymi, rozwartymi rękami.
-Niech wygra lepszy! - i zabrzmiał róg.
   Natychmiast po tym słowach, Estaria zdzieliła go ogonem prosto w głowę. Tępy ból zakręcił mu w oczach. Rzuciła się na niego powalając go na ziemię. Arena zawrzała wiwatami i wrzaskami. Estaria przygwoździła go, usiadła na nim i uderzyła otwartą łapą w pysk, drugi raz, trzeci, oszołomiony czuł jak go kaleczy.
-Dosyć tego - ryknął. Wbił pazury pod pachy samicy, otworzyła paszczę ze wściekłości. Chwycił w zęby jej przednią łapę zaciskając szczęki, jednocześnie zahaczył szponami o żebra i przyciągnął do siebie by móc złapać za skrzydło. Pociągnął za nie wywracając ją na bok. Odepchnął Estarię od siebie i wstał na nogi. Czuł smak swojej krwi.
   Próbował skoczyć na nią, przeturlała się. Machnął jej ogonem nad głową chybiając o włos. W tym czasie zdążyła wstać. Zaszarżował, smoczyca stanęła na dwóch nogach, Pochylił łeb i staranował ją głową. Prześlizgnęła się nad nim tracąc równowagę. Powstającą do pionu Estarię uderzył ogonem w grzbiet, padła na brzuch i przycisnął ją.
-Zabij! - usłyszał skandowanie. Prawą łapą otoczył jej łeb chwytając za lewy róg, a drugą złapał za pozostały.
-Nie mam innego wyboru - mruknął do niej i szarpnął skręcając kark.
   Wypuścił ją i usiadł oddychając szybko. Teraz zrozumiał... aby żyć, trzeba zabijać. Spojrzał w górę, na tych wszystkich ludzi radujących z widoku śmierci, na to barbarzyństwo, do którego został zmuszony. Ogarniała go złość, ponieważ ludzie robili z tragedii rozrywkę.
   Wrócił z powrotem do lochu. Martwą Esterę wywleczono.
-Pokazałeś swoją wartość - powiedział Haris na jego widok.
-Paskudnie to wygląda - oznajmił Hiren, ciemnobrązowy smok siedział w ciemności świecąc oczami.
   Przyszła kolej na Merga, młody, rozdygotany złoty gad wyszedł na arenę i po minucie walki już wyciągano jego zwłoki...

25 wrz 2014

Sepris - "Jak gladiator".

Umieram dla kogokolwiek.
Czymże się stałem?
~Breaking Benjamin - "The Diary of Jane"


   Zaprowadzili go do dworu, do ogromnego, bogatego dworu z dala od miasta. Przypominał on małą fortyfikację. To także zostało zbudowane z żółtych cegieł. Dachy zabarwiono na czerwono. Kiedy stanęli przed masywną, powykręcaną, stalowa bramą, Lorens zeskoczył ze swojego białego konia i przyłożył dłoń do żeliwa. Kłódka zniknęła, po prostu rozpłynęła się w powietrzu. Przeprowadzili Seprisa na ogród przed domem. Rosły tutaj przystrzyżone żywopłoty i niskie drzewa cytrusowe. Prosta, lecz urocza dla oka zielona oaza. Przez środek biegła brukowana ścieżka, a w centrum stała biała fontanna przedstawiająca skrzydlatego anioła z mieczem opartym o ziemię. Chodnik prowadził do potężnych, dębowych drzwi. Po prawej stronie dziedzińca zaś stała szeroka, metalowa krata zwieńczona grotami. Odsłonili mu pazury.
-Harisie, pokaż mu jego miejsce. Gdyby stawiał opór, użyj siły.
   Purpurowy smok brutalnie przepchnął go przez drugą bramę. Znalazł się na wydeptanym, obszernym polu. W szeroko zadaszonych ścianach widniały duże wnęki obłożone sianem, przy każdej z nich stały dwa koryta. Filary podtrzymujące dachy były głęboko podrapane, zaś na ścianie od strony domu wisiał balkon.
Nie byłoby w tym nic podejrzanego, gdyby tego miejsca nie zamieszkiwały smoki. Przebywające w swoich dziuplach, pod dachem czy kryjące się po kątach młode smoki. Każdy z nich miał wypalony na prawym ramieniu znak skrzyżowanego pazura oraz miecza.
-Wiesz, gdzie jesteś? - zapytał Haris puszczając go - to miejsce twojego przeznaczenia. Jestem teraz twoim mistrzem, nauczycielem. W tej części rządzę ja. Odzywasz się tylko pytany, stajesz na każde zawołanie i robisz wszystko co ci powiem. Zrozumiałeś, czy mam ci to wytłumaczyć w inny sposób?
-W jakim celu tutaj trafiłem? - odpowiedział pytaniem.
-Jesteś własnością lorda Lorensa, a to jest szkoła walki. Walczycie w igrzyskach na arenie dla swojego pana. Zwycięzcy są nagradzani, a błahe miernoty karane, do skutku. Od dzisiaj jesteś moim sługusem. Powtórz to.
-Nigdy - warknął Sepris pokazując zęby. Haris pchnął go na ziemię i przycisnął boleśnie.
-Następnym razem będziesz kwiczał - syknął - radzę ci byś posłusznym, bo moja cierpliwość szybko się kończy. To jak? Będziesz taki dobry i powtórzysz? Czy mam obedrzeć cię ze skóry?
-Od dziś jestem twoją sługą - wydusił z trudem. Kipiała w nim wściekłość.
-Znajdź sobie legowisko i zapoznaj z resztą. I nie uciekniesz stąd, mury chroni magia, nic stąd nie wyjdzie bez mojej zgody. Twój chrzest niedługo się odbędzie. Taki młody i agresywny, trzeba cię będzie nauczyć pokory.
-Nie gwałć mnie - jęknął z bólu.
-Jeśli myślisz, że gwałt to kara, to nigdy nie czułeś prawdziwego bólu.
   Wypuścił go. Natychmiast wstał. Haris pozbawił go łańcucha i odszedł.
Czuł na sobie spojrzenia innych smoków. Naliczył ich w sumie dwunastu, on był trzynasty.
~No tak, trzynasty, pechowy - pomyślał.
   Znalazł sobie puste legowisko i położył do snu. Miał nadzieję, że to tylko koszmarny sen i wkrótce obudzi się w swojej grocie w Dolinie Ognia. Pozostali więźniowie z ciekawością podeszli bliżej.
-No i czego ode mnie chcecie? - zapytał groźnie Sepris ze swojej jamy.
-Może trochę grzeczniej? - zwrócił mu uwagę zielony gad, nieco większy od niego. Na szyi miał długie zadrapanie - jak masz na imię?
-Sepris - odpowiedział spokojniej - wytłumaczy mi ktoś o co tu chodzi?
-To proste, będziesz trenowany i wystawiany do walk na arenie. Radzę ci się przystosować bo skończysz jak Merg.
-Kto to jest Merg?
-Chodź - za namową wyszedł. Stanął przed wszystkimi.
-Ja jestem Fergon, a to są Lapis, Corh, Parlod - wyliczał po kolei imiona - Daron, Rewis, Trevor, Sajir, Esar, Atos i Hiren.
-Musicie długo tutaj być skoro pamiętacie własne imiona - stwierdził Sepris. Razem wyglądali jak kolorowa wystawa, gdyby nie okoliczności... Powędrował za Fargonem, pokazał mu schowaną w cieniu jamę, a w niej śpiącego, zakrwawionego, złotego smoka z pokiereszowanym okrutnie grzbietem oraz pokaleczonym pyskiem.
-To jest Merg - poinformował go Fergon - trafił tu tydzień temu. Tak wygląda kara za nieposłuszeństwo, nie chciałbyś tego doświadczyć.
-Przeżyje?
-Pewnie. Sprawia mu to bardzo dużo cierpienia. Nikogo nie zabiją, w końcu każdego z nas musieli złamać.
   Szybko złapał relacje z Fergonem. Pozostali nie byli dużo starsi od niego, a on sam nie był najmłodszy. Tego dnia nic się nie wydarzyło. Wszystkie smoki widocznie żyły razem bez konfliktu, wszyscy siedzieli w tej samej beznadziejnej sytuacji. Wieczorem dostali jeść, i od paru dni Sepris w końcu poczuł smak jedzenia.
   Następnego dnia obudził go ryk. Haris wyszarpał go pazurami za łeb z jamy i popchnął na środek pola.
-Druga zasada - warknął wściekły - kiedy wszyscy wstają to wszyscy, razem z tobą.
   Uderzył go łapą w głowę. Dwanaście smoków stanęło w rzędzie.
-Teraz pokaż co potrafisz. Daron, wystąp.
-Mam z nim walczyć? - zapytał Sepris. Haris posłał mu groźne spojrzenie.
   Stanął przed szkarłatnym gadem, Daronem. Rozkazano walczyć i smok skoczył na Seprisa zwalając go na grzbiet. Próbował go odeprzeć.
-Zostaw go - przerwano im. Daron natychmiast z niego zszedł.
-Już byłbyś martwy - mruknął odchodząc.
   Nastała cisza. Czuł na sobie każde spojrzenie, każdy jego ruch był śledzony.
-Czeka cię dużo pracy - stwierdził mistrz - do roboty...
   I w ten sposób zaczął trening. Próbował z każdym, siłowanie, robienie uników, jak używać ogona i na co zwracać uwagę podczas walki. Ćwiczył refleks. Ważną cechą była zręczność oraz siła, dlatego nie obyło się bez targania po drugim polu ciężarów. Podobnie wyglądał każdy dzień. Poddawany treningowi i ćwiczeniom uczony był jak zabijać i walczyć...

23 wrz 2014

Sepris - "Za złoto".

Siódma rano przyszli by nas zabrać,
Mali ludzie, wielkie spluwy, na nasze głowy.
~System of a Down - "Mr. Jack"


   To, co zaszło w Shadurze dało mu wiele do myślenia. Nie spotykał Artezji, nie widywał jej, nie wiedział co miało znaczyć jej podejrzane zachowanie. Jej widok jednak pozostał w głowie młodego smoka, nie potrafił zapomnieć. Kim ona w ogóle jest?
   Spacerował po obrzeżach miasta, niedaleko farm. Chłodny wiatr mierzwił wysoką trawę. Wciąż nic nie zrobił w znalezieniu swojego rodzeństwa, nie miał pojęcia do kogo się zwrócić, mógłby odlecieć i już tam zostać.
   Nie zawrócił uwagi na wyjeżdżający znikąd powóz zaprzężony w dwa czarne konie. Zapewne to kupcy wędrujący z jednej miejscowości do drugiej celem handlu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby na jego widok nie zatrzymał się i nie wyszedł z niego uzbrojony żołnierz. Sepris podniósł łeb. Poczuł mocniejsze bicie serca. Zdecydowanie nieprzyjaźnie nastawiony człowiek uniósł w górę łuk. Dzieliło ich kilkadziesiąt metrów. Uciekać czy walczyć?
   Pierwszy strzał chybił. Pomyślał, że lepiej będzie po prostu uciekać. Nim tak uczynił, poczuł przeszywający, ostry ból w udzie. Długa, potężna strzała głęboko utkwiła mu w nodze. Stęknął głośno i poderwał się do lotu. Natychmiast w głowie powstała mu masa pytań... dlaczego i za co? Po kilkunastu sekundach lotu zaczął słabnąć, coraz trudniej oddychał i coraz ciężej mu było machać skrzydłami. Czuł, jak narasta w nim panika.
   Spadał, odrętwienie zmierzające z kończyn aż do piersi paraliżowało Seprisa, upadł na ziemię nie mogąc ruszyć żadnym mięśniem. Mógł tylko patrzeć. Po chwili stanął nad nim potężny, wysoki mężczyzna w ciężkiej, stalowej zbroi. Przy pasie miał dwuręczny miecz, a na głowie hełm. Wyglądał jakby zmierzał na turniej rycerski. Towarzyszył mu jakiś okryty brązową, grubą szatą łysiejący człowieczek o jasnej karnacji, wyszczerzył szczerbate zęby.
-Będziemy bogaci jak nigdy - powiedział przesiąkniętym radością i chciwością głosem - zwiąż go, tylko mocno.
   Bezsilnie obserwował jak rycerz związuje mu nogi, skrzydła i pysk grubym sznurem. Wyciągnął grot z jego nogi. Jego towarzysz wyjął z kieszeni jakąś buteleczkę i z uwagą zaaplikował kroplę dziwnej, złotawo-zielonej mikstury do rany. Wyprostował się.
-Tam dokąd zmierzasz nie będzie tak wesoło.

***

   Nie wiedział gdzie jest i dokąd zmierzają. Cały czas przytomny, z burzą myśli w głowie i świadomością bycia porwanym leżał w ciemnym wozie. Nie potrafił zdjąć sznurów. Czucie w całym ciele odzyskał dopiero po paru godzinach. W ciasnym wnętrzu był on i stara skrzynia.
~Co teraz ze mną zrobią? - myślał chaotycznie - zabiją? Wyglądają jak handlarze niewolników, i czemu do cholery to muszę być ja?
   Nie robili przerw w podróży, po prostu jechali całą dobę, co jakiś czas tylko zaglądali do niego i sprawdzali liny. W pewnym momencie zrobili postój. Wytężył słuch.
-Dajmy mu wody, jak nam zdechnie to nici z zysku.
   Chwilę później otwarto z rozmachem drzwi z tyłu wozu. Podniósł lekko głowę, na widok światła poczuł się nieco bardziej żywy. Podszedł do niego już bez ciężkiej zbroi wysoki dryblas, bez niej nie wyglądał tak potężnie jak wcześniej. Miał twarz trzydziestolatka, raczej mało udręczoną lecz twardą. Postrzępione i brudne, krótkie włosy śmierdziały odpychająco. Wytarł cieknący nos w rękaw zielonego, lnianego ubrania i z martwym wzrokiem niebieskich oczu zaczął odwiązywać sznur zaciskający paszczę smoka.
   Gdy tylko węzeł opadł, Sepris otworzył pysk z zamiarem ugryzienia oprawcy. Ten uderzył go mocno okutą żelazem prawą pięścią. Głowa wylądowała mu na podłodze. Poczuł smak własnej krwi. Jęknął z bólu. Mężczyzna bez słowa postawił przed nim wiadro z wodą.
-Pij - powiedział krótko.
   Zrezygnowany wykonał polecenie. Ulga zaspokojenia pragnienia przyniosła mu lekkie ukojenie.
-Czego ode mnie... - zaczął, lecz człowiek przycisnął mu łeb o ziemi i przystąpił do wiązania mu pyska. Po wszystkim zostawił go i zamknął.
   Wszystko zaczęło wracać, tylko przez chwilę czuł wolność i swobodę, teraz został porwany i nie wiadomo co jeszcze go czeka...
   Zasysający go głód był naprawdę dręczący, trzy dni bez jedzenia sprawiły, że oddałby wszystko za choćby mały kawałek mięsa. Czwartego dnia otoczył go intensywny gwar, jak na targu jakiegoś miasta. Mając nadzieję na ratunek, wydawał z siebie stłumione jęki, miotał i rzucał sobą. Jedynie kto przyszedł, to ten sam człowiek co podawał mu wodę. Ogłuszył go, drugim razem ze złością wbił mu grot złamanej strzały w nogę. Po minucie zasnął...
   Obudził go ten sam hałas, tym razem oddychając czuł świeże powietrze, zapach krwi, ryb, mięsa. Otworzył powoli oczy. Był w stalowej klatce, nie miał już sznurów na nogach, jedynie na paszczy. Na swoich łapach zauważył skrawki materiału zasłaniające mu pazury. Przez piersi i pod pachami biegła jakaś uprząż z łańcuchem przypiętym do krat. Wszystko to stało na jakimś targu, na kamieniem obudowanym placu wśród niskich, żółtymi cegłami stawianymi domami. Dookoła stały stragany, w wśród nich kręcili się ludzie. Tuż obok jego klatki siedzieli dwaj mężczyźni, którzy go porwali. Sepris mógł rzucać tylko wściekłe spojrzenia. Słyszał ciche rozmowy:
-Za ile go sprzedajemy? - mówił ten wyższy.
-Pięć tysięcy co najmniej - odpowiedział chytrus.
-Ale połowa moja.
-Pewnie, możesz mi zaufać Onosie.
   Smok warknął. Oni zamierzali go sprzedać...
-Cicho siedź - fuknęli na niego.
   Po długim czasie z tłumu wyszedł wyraźnie bogaty jegomość. Na sobie miał złoto-zieloną szatę zdobioną sznurami, frędzlami i długimi rękawami. Na wąskiej szyi błyszczał złoty łańcuszek. Był w średnim wieku, chociaż jego twarz o tym nie mówiła, była gładka. Długi nos oraz brązowe oczy spoglądały poważnie na świat. Czupryna jasnych włosów powiewała lekko na wietrze. Towarzyszyło mu dwoje zbrojnych w stalowych napierśnikach i włóczniami w dłoniach oraz dorosły, purpurowy smok. On najbardziej przykuł uwagę Seprisa. Majestatyczny, poznaczony bliznami rogaty gad szedł dumnie za całą trójką. Na łapach zauważył metalowe szpony, a na prawym ramieniu wypalony miał czarny symbol skrzyżowanego pazura z mieczem.
-Ile? - zapytał spokojnie szlachcic.
-Pięć tysięcy dukatów - odpowiedzieli mu handlarze.
-Otwórz, muszę go obejrzeć.
   Na polecenie, Onos otwarł klatkę. Kupiec podszedł do Seprisa i bez jakichkolwiek obaw zaczął go oglądać, z każdej strony, dotykał go, naciskał. W pozycji stojącej smok byłmu równy.
-Zapłać mu - powiedział przez ramię do jednego ze swoich sług - podejdź tutaj Harisie. Purpurowy gad podszedł bliżej. Dostał łańcuch do wielkiej łapy i wyciągnął Seprisa z klatki.
   Młody upadł na ziemię.
-Wstawaj - warknął Haris. Pociągnął metalową smyczą i zmusił go do powstania - to jest teraz twój pan, lord Lorens.
   Lorens ściągnął mu z pyska sznur.
-Jak masz na imię? - zapytał.
   Nie odpowiedział.
-Gadaj - syknął Haris łapiąc go za kark.
-Wystarczy - lord podniósł dłoń - wracamy z powrotem.
   Smok pociągnął Seprisa za sobą, włóczył go jak psa, a on szedł ze spuszczoną głową. Czym teraz będzie? Skoro ten człowiek ma być jego panem, to nie wróżył sobie świetlanej przyszłości. Jakkolwiek by to nie brzmiało, na pewno będzie niewolnikiem...
  

21 wrz 2014

Sepris - "Spokój ducha".

Ewan Dobson - The Legend of the Brown Goat.


   Tydzień po całym zdarzeniu, odnalazł w końcu w sobie spokój. Dotarło do niego co zrobił, walczył o siebie. Poczuł się kimś większym, wolnym i niezależnym. Już nikt go nie śledził, nikt mu nie wpajał fałszywych wartości. Teraz mógł bez obaw przemierzać świat.
   Jednak to, co Norkad pozostawił po sobie w głowie Seprisa wciąż nie dawało spokoju. Doskonale wiedział, że nigdy o tym nie zapomni. Często odwiedzał Shadur, już w pełni świadomy odwiedzał groby swoich rodziców, rozmyślał i zadawał sobie pytania. Na pomniku jego ojca napisano:


Felsarin Fenthir.
Żył 157 lat.
Bohater i legenda.
"Nigdy, nawet w najczarniejszej chwili swojego życia
nie zapomnij kim jesteś".


   Ktoś musiał mu to przekazać. Słowa wziął sobie do serca. Słyszał z opowieści o tym, jak okrutny bywał Felsarin, ale na pewno nie skrzywdziłby jego. Skoro tak bardzo kochał swoją rodzinę to w takim dlaczego rozdarł ją na pół? Co skłoniło go do tego by zabrać swojego syna i odejść od reszty? I czemu nie pogodził się z jego matką? Dlaczego walczyli na śmierć między sobą?

Kheriana Artezja.
Dożyła 121 lat.
"Jeśli nie możesz czegoś dostać, musisz o to walczyć".


Tak brzmiał grawerowany, szafirowy napis na nagrobku Kheriany. Swoją drogą przypomniał sobie o rodzeństwie. Czy oni cokolwiek pamiętają? Czy może też jak on nie potrafią sobie przypomnieć własnych rodziców? Dociekliwość w tej sprawie nie dawała mu spać, teraz mógł swobodnie odlecieć i zacząć żyć, odzywała się jego natura, powoli zaczynał myśleć o własnej rodzinie, o czymś, co mogło być dla niego nieosiągalne, chociaż wciąż był za młody.
Chodząc bez celu po ulicach miasta, wśród ludzi, poczuł jak ktoś dotyka go znacząco. Odwrócił łeb i nad sobą ujrzał piękną niczym wschodzący księżyc smoczycę. Otworzył paszczę odpływając w świat marzeń.
-Ej, ale nie ekscytuj się tak bo zaraz cię zabraknie - przywróciła go do świadomości - chodź.
   Zahipnotyzowany poszedł za nią. Była dwukrotnie większa od niego. Pragnął jej dotknąć. Zaprowadziła go w jakąś ciemną alejkę, prosto do opartego o brukowaną ścianę młodego mężczyzny w skórzanym, polowym odzieniu. Kilkudniowy, czarny zarost postarzał i zaniedbywał jego twarz. Zgarnął z czoła ciemnobrązowe włosy, wyprostował się i zaczął:
-Jak mnie pamięć nie myli, to pewnie jesteś synem Felsarina.
-I co ci do tego? - zapytał niepewnie.
-Nic. Jestem Trevor, a ta biała niezdara to Artezja. Chciałem zadać ci parę pytań.
-Nie jestem niezdarą - warknęła Artezja siadając tuż za Seprisem.
-Najpierw popatrz na to - ignorując smoczycę, Trevor wyciągnął z rękawa zwitek papieru. Rozwinął go i pokazał mu starą mapę gór z paroma punktami.
-Nic mi to nie mówi - odpowiedział smok przenosząc podejrzliwe spojrzenie z kartki na Trevora.
-Nikt ci nie mówił co może być pod tym jeziorem? - spytał wskazując brudnym palcem na Thann.
-Nie - powiedział krótko robiąc krok w bok. Miał złe przeczucia.
-Musisz coś wiedzieć - rzekła twardo Artezja przytrzymując go - w końcu twój ojciec nie zabrałby takiego sekretu do grobu.
-Ale możesz zabrać mnie ze sobą - zamruczał do niej, utkwił wzrok w jej bajecznych oczach.
-Najpierw podrośnij...
-Przestańcie bo się zrzygam - przerwał im - naprawdę nie słyszałeś niczego o jeziorze?
-Przecież nie pamiętam nawet swoich rodziców - odpowiedział z wyrzutem Sepris - nie znam żadnych legend ani opowieści.
-A gdybym powiedział ci, że tam w jaskiniach leży skarb, za który miałbyś dosłownie wszystko, szukałbyś go?
-Wszystko? - zapytał zainteresowany smok - nawet ją?
   Wskazał na Artezję.
-Ją w szczególności.
-Ale z was świnie - warknęła smoczyca - nikt nie kupi mnie za złoto.
-Powiedz lepiej to - odparł z uśmiechem mężczyzna - co wyznałaś mi w zeszłym tygodniu.
-Nic takiego nie mówiłam - nacisnęła chwytając nieumyślnie Seprisa za skrzydło.
-Oddałabyś się, przypomnij mi tylko komu.
-Milcz, nie twoja sprawa.
-Przeciwieństwa tak pięknie do siebie pasują...
-No dobra - ryknęła wściekła - gdyby był starszy to czemu nie?
   Sepris zrozumiał, że oboje o nim zapomnieli. Artezja dalej trzymała go łapą za skrzydło.
-Nie jestem wam tu chyba potrzebny... - próbował zwrócić na siebie uwagę. 
-Przecież wiek nie ma dla ciebie znaczenia. Tamten nie był dla ciebie za stary.
-Mam tego dosyć - wyrwał skrzydło z uścisku. Chciał odejść, lecz tym razem objęła go całego.
-Popatrz, mógłby być moim synem, jak by to wyglądało? - warknęła do Trevora.
-Fakt, ale przestań już bo ci łeb pęknie - zachichotał chłopak. Nastała krótka cisza. Artezja wypuściła Seprisa. Jej dotyk był taki delikatny i przyjemny.
-On nic nie wie, dajmy mu spokój - powiedziała poddenerwowana - teraz idź, mały.
   Kiedy odszedł dotarło do niego, ona mówiła o nim...

19 wrz 2014

Sepris - "Na skraju".

Nie możemy się odwrócić, nie możemy zawrócić,
Ponieważ to czas, kiedy polegamy na ostatnim rozwiązaniu.
Nie, nie odpuścimy, nie zaakceptujemy swojego losu.
Stoimy na skraju rewolucji.
~Nickelback - "Edge of a revolution".



   Granicami przytomności, kiedy bezsilnie leżał na dnie z gryzącą w płucach wodą, poczuł czyiś uścisk. Ktoś wyciągnął go sztywnego i zimnego niczym trup na powierzchnię.
   Ocknął się przy ognisku w swojej grocie. Szybko dotarło do niego co właśnie zrobił. Wiedział kto go uratował, warował tuż przy nim. Zawiedziony pomyślał, że lepiej by było gdyby zjadł coś trującego lub skoczył z urwiska... mimowolnie stęknął wiedząc, co go czeka za taki czyn...
-Co ty sobie pomyślałeś? - usłyszał zaniepokojonego Norkada - wiesz co chciałeś zrobić, głupcze?
-Zostaw mnie - jęknął zwijając się w kłębek - wszystko zepsułeś.
-Gdyby Jert nie widział jak wchodzisz do wody, kopałbym ci właśnie grób. Masz coś na swoje usprawiedliwienie?
-Nie chcę już żyć, rozumiesz? - ryknął stłumionym głosem - chcę zdechnąć i już nigdy cię nie oglądać. Nienawidzę cię, sukinsynu.
-Powiedz mi to prosto w oczy - powiedział bez emocji Norkad.
   Sepris wstał. Nie czuł już strachu, nie obchodził go już jego los, chociaż miał świadomość, że tylko pogarsza swoją sytuację, to pragnął działać na własną rękę.
-Nienawidzę cię, spasiona kupo gówna - wycedził mu prosto w oczy - codziennie marzę o twojej śmierci.
-Teraz ja ci coś powiem, mała dziwko - warknął wściekły smok.
-Zabiję cię! - i skoczył mu do gardła. Zapomniał o wszystkim, dorwał do szyi Norkada wbijając pazury w jego złote łuski. Stara bestia upadła z nim na grzbiet. Poczuł jak kaleczy mu boki chcąc oderwać wściekłego Seprisa od siebie. Młody ostatecznie zacisnął zęby w miejscu, gdzie była tętnica. Wielokrotnie na polowaniu próbował zabijać w ten sposób. Szarpnął mocno wyrywając z jego ciała kawałek mięsa. Norkad odrzucił go, czarny smok wylądował na ścianie. Ciemna krew zalewała obfitym potokiem złote łuski gada. Powoli wstawał na nogi, już szedł słabnącym krokiem w stronę Seprisa.
   W furii zdzielił swojego opiekuna ogonem prosto w pysk. Zachwiał się i upadł w drgawkach na prawy bok. Niedługo potem znieruchomiał. Zapadła głucha cisza. Kompletnie oszołomiony Sepris siedział przed zwłokami Norkada. Patrzał w jego puste, martwe oczy jak zahipnotyzowany. Nie potrafił tego zaakceptować... zabił go, on sam zamordował dorosłego smoka...
~Jestem wolny - pomyślał w końcu - już nigdy mnie nie skrzywdzi.
   Oddychał głęboko próbując uspokoić szalejące serce. Uszczypnął się zębami, to nie był sen... Popatrzał za siebie. W wejściu ujrzał Jerta, tego samego, który siedział na brzegu rzeki. Dorosły smok podszedł do niego i spojrzał na Norkada.
-Masz jaja ze stali - stwierdził Jert.
-Co teraz ze mną będzie? - zapytał cicho Sepris patrząc na niego.
-Nic. Nikt cię przecież nie osądzi - rzekł szturchając trupa - pozostaje tylko kwestia twojego wyboru, co chcesz zrobić?
   Pomyślał. Wygląda na to, że w końcu może decydować sam za siebie.
-Wyjść stąd i popatrzeć na świat innym wzrokiem.
-Do dzieła.
   Rzucił ostatnie spojrzenie na Norkada.
-Pozdrów mojego ojca - powiedział do niego i wyszedł z groty. Cały drżąc odetchnął z ulgą. Spojrzał na szare niebo, w przestrzeń, ogarnął wzrokiem całą Dolinę. Poczuł szczęście, wolność... jak niewolnik opuszczający swojego pana z workiem pieniędzy i planami na założenie własnego domu.
-Co jest? - podeszła do niego Sorenia - słyszałam jakiś hałas.
-Już po wszystkim - rzekł spokojnie - zaczynam nowe życie.
   Smoczyca zajrzała do groty, po chwili do niego wróciła.
-Ty to zrobiłeś? - zapytała mrużąc oczy.
-Nie miałem dużego wyboru...
-Nie potrafię tego pojąć - co cię do tego skłoniło?
-Wszystko co mi zrobił - wyznał cicho - za każde kłamstwo, za każdy cios w serce i za każdą koszmarną noc. 
-Mam rozumieć, że tobą pomiatał?
-Tak - potwierdził - wyżywał się na mnie, dosyć brutalnie.
-A co takiego ci robił?
   Popatrzał na nią znacząco. Nie potrafił wszystkiego opowiedzieć, czuł wstyd, chociaż z drugiej strony miał ochotę to z siebie wyrzucić. 
-W granicach złości przypierał mnie do ściany i...
-Dobra, więcej nie musisz mi mówić - przerwała mu z współczuciem - nigdy nie sądziłam, że on taki jest, zawsze wyglądał na opanowanego i spokojnego.
-Pozory mylą.

17 wrz 2014

Sepris - "Nieposłuszeństwo".

Wolę czuć ból niż kompletnie nic.
~Three Days Grace - "Pain".



    Żądny wyjaśnień postanowił wrócić. Chciał wiedzieć, dlaczego Norkad ukrywał przed nim to, co opowiedziała mu Sorenia. Wiedział, że za swoje zachowanie nie zostanie zbyt przyjaźnie przyjęty, lecz planował odejść, gdziekolwiek, byle z dala od niego.
   Cieplejszego niż ostatnio dnia, bezchmurne niebo bywało rzadkością, a promienie słońca darem niczym kropla wody dla spragnionego wędrowcy na pustyni. Czuł strach, sam był bezradny, jednak musiał poznać prawdę. Zatrzymał się przed jaskinią, dokładnie przez tą, gdzie sam przyszedł na świat. Jeszcze raz obmyślił wszystko co ma do powiedzenia i wstrzymując oddech wkroczył do środka. Zastał drzemiącego w niej Norkada. Złoty smok otworzył jedno oko. Na jego widok podniósł łeb i rzekł:
-No proszę, ciekawe kto raczył mnie odwiedzić.
-Dlaczego nic mi nie mówiłeś?
-Rozumiem, że nie będziesz się tłumaczył.
-Ukrywałeś przede mną całą prawdę - stwierdził twardo Sepris zachowując dystans.
-Czyli już wiesz... - Norkad wstał powoli. Minął go i wyjrzał na zewnątrz - powiedz tylko od kogo.
-Od Sorenii. Jak mogłeś mi to robić?
   Wrócił do niego z groźnym spojrzeniem.
-Dla twojego bezpieczeństwa, żebyś nie zaprzątał sobie głowy bzdurami i normalnie żył.
-Jak mam normalnie żyć przy tobie? - zapytał z wyrzutem patrząc na niego z dołu. Nienawidził tego.
   Uderzył go łapą prosto w głowę. Sepris zatoczył się, jęknął widząc gwiazdy w oczach.
-Gdybyś wiedział wszystko od początku, wyrósłbyś tak samo jak on, nigdy nie nauczyłbyś się szacunku.
-Jesteś potworem - mruknął. Poczuł drugie uderzenie, tym razem upadł na ziemię.
-Widzisz? - zapytał wściekły smok idąc za czołgającym się Seprisem - prowokował każdego bo był silniejszy. Trafiłeś pod moją opiekę, a ja nauczę cię pokory.
-Czy ty nie rozumiesz, że ja potrzebuję ojca? - spytał wystraszony uciekając w kąt - dlaczego nie powiedziałeś mi o rodzeństwie?
-Felsarina wychowali na bestię do zabijania, uczyli go tylko traktować innych jak śmieci. Choć raz niech jeden z was będzie normalny jak my wszyscy, niech żyje z innymi smokami w zgodzie i przestanie się wyróżniać. Gdybym powiedział ci o twoich siostrach, już dawno byś tam uciekł. Odejdziesz stąd kiedy ci na to pozwolę. Powinieneś dziękować mi za opiekę, gdyby nie ja, już dawno byłbyś martwy.
   Złapał go za grzbiet i przyparł do zimnej ściany.
-Nie rób mi tego - jęknął.
-Teraz bądź cicho. Potraktuj to jako lekcję dobrego wychowania...

***

   Następnego dnia leżał skulony w tym samym miejscu. Tyłem do całego świata, całą noc drżał czując tylko chłód i ból. To, jak potraktował go Norkad sprawiło, że nie potrafił zmrużyć oka. Świadomość podpowiadała mu, by komuś powiedzieć o brutalnym smoku, jednak sam on go już uprzedził. Był wściekły na swojego opiekuna, szczerze go nienawidził, lecz czuł przed nim strach. W końcu nie mógł nic zrobić... nikt nie mógł mu pomóc. Jego żałosne położenie było po prostu pułapką bez wyjścia, zupełnie jak dzikie zwierze we wnykach, im bardziej wierzgał, tym pętla mocniej zaciskała mu szuję.
   Czując się brudnym i sponiewieranym, czuwał na każdy dźwięk. Słyszał, jak Norkad leci na polowanie i wraca. 
-Wstawaj - obudził go spokojnym tonem - powinieneś coś zjeść.
   Nie reagował. Dziwiło go, jak szybko gniew znikał z głosu złotego smoka. Jednak kara pozostawiała ślad na nim przez długi czas. Jego umysł po gwałcie kipiał cierpieniem i poniżeniem. Zadrżał czując jego oddech na sobie.
-Na pewno jesteś głodny. Musisz jeść i być silny.
   Zostawił go samego. Próbował opanować łzy. Całym sobą pragnął zakończyć swój ból, przestać myśleć o swoim żałosnym życiu. A może...?
   Podniósł głowę i rozejrzał się. Nikogo obok nie było. Rzucił tylko okiem na poszarpanego dzika i podszedł powoli do wyjścia. Nigdzie nie zauważył Norkada, w każdym razie nie ujrzał na zewnątrz wiele żywych dusz. Chłodny dzień trzymał smoki w jaskiniach. Wyszedł smętnym krokiem i podszedł do brzegu rzeki. Siedzący nieopodal na brzegu szkarłatno-pomarańczowy smok spojrzał na niego bezinteresownym wzrokiem.
   Sepris opuścił głowę. W wodzie zobaczył swoje odbicie, podobne do tego wyrzeźbionego z obsydianu na dziedzińcu pałacu.
-Dlaczego odszedłeś? - zapytał cicho - nie mogę uciec, nie mogę się sprzeciwić, nie mogę prosić o pomoc. Naprawdę zostaje mi tylko zaciskać zęby? Na pewno nie pozwoliłbyś mu na takie traktowanie.
   Westchnął głęboko. Ostatecznym wyjściem jest tylko śmierć.
   Zanurzył prawą łapę w lodowatej wodzie. Nikogo w pobliżu już nie było. Walcząc z samym sobą zmusił się do wejścia w rzekę. Jak nie utonie, to przynajmniej umrze z wychłodzenia. Zamknął oczy i zanurzył głowę. Natychmiast zdrętwiał, zaczepił pazurami o jakąś kłodę. Pozostało mu tylko czekać...

15 wrz 2014

Sepris - "Głos przodków".

Gdy będziesz wolny dostrzeżesz, że zostałeś stworzony by rządzić.
~Hammerfall - "Born to rule"



   Sorenia zabrała go na dziedziniec pałacu, tuż przed pomnik, który oglądał poprzedniego dnia.
-To twój ojciec - rzekła łagodnie smoczyca - Norkad nigdy ci nic nie mówił?
-Ani słowa - mruknął zafascynowany Sepris.
-Drugie imię zawsze dostaje się po jednym z rodziców, dlatego masz na drugie Felsarin, właśnie po nim. Gdyby żył i zobaczył, co ten parszywiec ci mówi, rozszarpałby Norkada na strzępy, i słusznie, sama najchętniej zrobiłabym mu krzywdę. Trochę więcej jak sto trzydzieści lat temu, miasto stanęło w obliczu oblężenia, bitwy. Spokój Shaduru zakłóciły skrywane pod ziemią siły zła. Dzięki niemu to, co tutaj widzisz, nie legło w gruzach, to on pokonał Darawiana, demonicznego smoka. Na cześć tego wydarzenia wznieśli taki oto pomnik. Twój ojciec był bohaterem, lecz na długi czas postradał zmysły po utracie swojej miłości, był okrutny, zabijał... z szaleństwa. Potem uciekł. Po latach wrócił, wiecznie samotny chodził własnymi ścieżkami rozpamiętując przeszłość. Może i przez niego straciłam rodziców, ale dzięki niemu dostałam szansę na lepsze życie, wychowanie, był dla mnie jak ojciec, kochałam go.
-A jaki był?
-Agresywny. Groźny ale niegłupi. Bywał wredny lecz sumienny. Jesteś synem legendy, Felsarin był niezrównany w boju, nie miał sobie równych. Nigdy nie był dumny ze swoich czynów, w starciu zawsze zabijał. Jesteś do niego bardzo podobny, z wyjątkiem oczu, masz je po matce. Kheriany nie znałam dobrze, poznał ją i wkrótce przyszliście na świat, długo nie musieli czekać...
-Przyszliśmy? - przerwał jej niepewny - miałem rodzeństwo?
-I nadal masz - rozpromieniona Sorenia szturchnęła go zaczepnie - Felsarin miał dosyć groźny wypadek, Kheriana wyniosła się z wami, on po was poleciał i tam coś między nimi pękło, odeszli od siebie, ojciec zabrał cię ze sobą, chwilę widziałam was tutaj, a potem odleciał z tobą do krateru Bort. Ostatni raz twoją matkę widziałam jak zmuszała Norkada do gadania, potem dowiedziałam się, że twoi rodzice nie żyją. Walczyli między sobą o ciebie. Masz dwie siostry, Elisterę oraz Sarę, zostały na Wyspach Nocy.
-Gdzie to jest? - coraz bardziej zaintrygowany Sepris wstał na cztery nogi.
-Nie mam pojęcia jak tam dolecieć, w każdym razie to daleko. Twoich rodziców pochowano na cmentarzu w tym mieście.
   Zapadło milczenie.
-Nie wiedziałem nawet kim jestem - mruknął czarny smok - dlaczego Norkad to przede mną ukrywał?
-Bo był władcą, naszym, a ty jesteś jego następcą.
   Spojrzał ze zdziwieniem na nią.
-Ja?
-Tak, Seprisie, twoi przodkowie rządzili rasą smoków, od Khanemita aż po Felsarina, teraz będzie twoja kolej. Ze wszystkich czarnych smoków, Felsarin był najbardziej podobny do Khanemita, niepokonany. W młodości twój ojciec był trenowany przez ojca Vermunda żyjącego aktualnie tam, skąd pochodziła Kheriana, na Wyspach. Teraz już wiesz, czemu jesteś taki wyjątkowy. Drzemie w tobie siła najpotężniejszych smoków.
-A jeśli jestem następcą swojego ojca...
-Musisz spełnić trzy warunki - rzekła Sorenia - musisz być dorosły, mieć syna i udowodnić, że jesteś tego wart. To nie takie proste. W tej chwili Felsarina zastępuje Norkad, i będzie tak długo aż na to zapracujesz. Oficjalnie twój tata rządził tylko przez tą krótką chwilę, po śmierci jego ojca brakowało mu tylko potomka, ale pokazał wystarczająco dużo. Kiedy będziesz gotów, ktoś cię odwiedzi.

13 wrz 2014

Sepris - "Ostoja wolności"

Aram Bedosian - "Always"


   Nie potrafił zrozumieć, dlaczego Norkad zabronił mu odwiedzać Shadur. Ujrzał najpiękniejszy widok w swoim dotychczasowo krótkim życiu, cud architektury i pracy. Barwne, niebiesko-złote dachy miasta oraz schemat ulic widzianych z lotu ptaka wywołał wrażenie na młodym smoku. Stolica wyglądała na bardzo bogato zaopatrzoną. Na farmach trwały zbiory, rolnicy w pocie czoła zbierali owoce ziemi. Największym obiektem był rzecz jasna pałac. Sporą część zajmował ogród wraz z dziedzińcem. Zainteresowała go jednak Strażnica, nad i wokół niej latały smoki. Postanowił odwiedzić to miejsce. Przysiadł na skraju najwyższego piętra.
   Wciąż szara pogoda psuła odrobinę klimat. Cieszące oko widoki na każdy skraj miasta musiały służyć jako obserwatorium. Poczuł się jak strażnik, jakby od niego zależało bezpieczeństwo... jakby historia tego miejsca ożyła i próbowała mu coś opowiedzieć. I tak spędzał dzień, odkrywał Shadur jak nowy świat, mijał ludzi, elfy, krasnoludy, widywał inne smoki, nikt mu w tym nie przeszkodził. Dużą ilość czasu spędził w ogrodzie, zafascynowany zapomniał o głodzie. Kiedy przechodził przez dziedziniec, minął obsydianowy pomnik smoka. Zatrzymał się nagle.
   Usiadł na przeciwko spoglądającej bursztynowymi oczami w dół rzeźby. Nie potrafił czytać, więc mógł tylko zgadywać co znaczy napis na złotej tabliczce. Dostrzegł podobieństwo swojego odbicia z posągiem. Przez chwilę zaczął zastanawiać się, czy to przypadkiem nie był jego ojciec.
-Wszystkie smoki wyglądają podobnie - stwierdził na głos i odszedł. Szybko porzucił swoje myśli.
   W pewnym momencie swojej wędrówki jego uwagę zwróciła biała smoczyca. Towarzyszył jej poddenerwowany, średniego wzrostu, szczupły młodzieniec o ciemnobrązowych włosach. Oboje zwrócili wzrok ku niemu, wyglądali jakby ujrzeli ducha. Nie spodobało mu się to. Nie wiedząc gdzie idzie, trafił na cmentarz. Lekko zakłopotany urządził sobie spacer między grobami. Bez szczególnej ciekawości oglądał nagrobki przesuwając wzrokiem po napisach. W pewnym momencie kurz i liście porwał podmuch wiatru. Wśród szumu usłyszał swoje imię...
   Natychmiast wyszedł z dziwnego transu. Zatrzymał się przy dużym, marmurowym pomniku zdobionym szmaragdami z błyszczącym, kaligraficznym napisem. Obok niego stał czarny ze złotym wizerunkiem smoka i również pisanym kaligrafia tytułem. Po drugiej strony uliczki leżał podobny do pierwszego, lecz obity szafirami. Bez wątpienia były to groby jakiś smoków. Zazwyczaj smoków nie chowa się po cmentarzach, wyjątkami są ci, którzy odznaczyli się zza życia dla miasta.
   Wieczorem chcąc wrócić do strażnicy, z daleka ujrzał siedzącego na jej szczycie Norkada. Zdegustowany zawrócił i jak szczur ewakuował się ciemnymi i ciasnymi ulicami w okolice farm. Spotkanie z nim było ostatnią rzeczą jakiej pragnął. Zauważył, że widok złotego smoka drastycznie obniżył jego samopoczucie. Nie chciał wracać, nie do niego, po raz pierwszy czuł się wolny...
   Przenocował w stodole. Cudem uniknął wykrycia. Zapolował, ciągle prześladowany obawami, znalazł dziurę w jednym z niższych pięter wieży. Jedyną zaletą barwy jego łusek była możliwość schowania się w ciemności. Nieśmiało wchodził po schodach na samą górę. Na szczęście nie spotkał Norkada. Po drodze wpadł na jakiegoś smoka.
-Patrz jak leziesz - warknęła młoda smoczyca.
   Przepuściła go. Ze spuszczoną głową zniknął jak najszybciej jej z oczu. Powoli zaczął odczuwać strach, tutaj nikt go nie obroni... bez Norkada może nie przetrwać w tym wrogim świecie...
~Nie wrócę do niego - pomyślał, stanął niepewnie na skraju wieży.
-Ktoś cię chyba szuka - usłyszał za sobą. Odwrócił błyskawicznie łeb. Ujrzał szmaragdową, młodą, o wiele większą od niego smoczycę. Jej uroda wzbudziła w nim zaufanie.
-Wiem - odpowiedział - i nie mam zamiaru wracać.
-Czy ja cię kiedyś widziałam? - zapytała przyglądając mu się - wyglądasz znajomo. Tak dla nieścisłości, jestem Sorenia.
-Sepris...
-Powiedz, co taki młody smok jak ty robi tutaj sam? - spytała zagadkowo podchodząc bliżej - nie powiem nic Norkadowi, możesz mi wierzyć.
-Uciekłem - wyznał patrząc jej prosto w zielone ślepia - nigdy nie mówi mi prawdy, traktuje mnie jakbym był dla niego jakimś nieznośnym obowiązkiem, na każde moje pytanie ma tylko jedną odpowiedź. Chciałem tylko wiedzieć cokolwiek o swoich rodzicach, a on zachowuje się jakby była to jakaś tajemnica.
-Nie jest wobec ciebie szczery - stwierdziła Sorenia - rozumiem cię doskonale, miałam dokładnie to samo. Znałam twojego ojca.
-Naprawdę? - zapytał podekscytowany - powiesz mi coś o nim?
-Pewnie.

11 wrz 2014

Sepris - "Fałszywy świat".

 Nasze usta są zszyte, uszy wypełnione,
Stałym dźwiękiem niespełnienia.
Ale nigdy nie spadniemy jeśli będziemy coś znaczyć.
~Rise Against - "Long Forgotten Sons"



   Nawiedzający góry chłodny klimat zapowiadał nadejście srogiej jak co roku zimę. Coraz bardziej leniwe smoki szykowały swoje groty do możliwie jak najcieplejszego stanu. Młode najczęściej wylatywały w cieplejsze miejsce. Z mrozu umierało najwięcej piskląt. Od dawna taki rytuał eliminował słabe osobniki, jednak czasy się zmieniają. Ostatniej zimy Norkad postanowił zostać i wystawić Seprisa na próbę. 
-Co ja ci takiego zrobiłem? - jęknął czarny smok przyciskając zad do drzewa. Z przerażeniem obserwował zbliżającego się do niego dorosłego, brązowego gada. Nie miał wcale przyjaznych zamiarów.
-Wystarczy powiedzieć, że żyjesz - warknął złośliwie napastnik. Paskudny, pokiereszowany pysk wykrzywił grymas zadowolenia - skoro już nikt cię nie pilnuje, to mogę pomiatać tobą tak długo, aż zaczniesz błagać o litość. Powiedz to...
-Nigdy - Sepris odważnie pokazał kły.
-Zła odpowiedź - Harot złapał go i przywarł pionowo do drzewa. Zacisnął łapę i uderzył prosto w paszczę. Cisnął nim w powietrze. Młody upadł boleśnie na ziemię. Próbował wstać, poczuł miażdżące żebra tępe uderzenie ogona, Bezlitosna siła rzuciła nim tym razem o gruby pień. Znieruchomiał wstrzymując oddech. 
-Myślisz, że to takie proste, co? - usłyszał nad sobą - doskonale wiem, jak długo można was tłuc zanim zdychacie. 
   Przytłoczył go mocno i uniósł brutalnie łeb.
-Jesteś świnią - wybełkotał Sepris.
-Owszem, ale nie tak wielką jak twój ojciec. Podzielisz jego los, bezmyślny pisklaku.
-Może zmierz się z kimś swojego rozmiaru - zabrzmiał głos Norkada - cioto.
   Wypuścił go. Oszołomiony słyszał tylko odgłosy walki. Cały obolały przewrócił swoje potłuczone ciało na bok i otworzył oczy. W sam raz by zobaczyć jak Norkad przegryza gardło Harota. Złoty smok pomógł Seprisowi wstać.
-Nic ci nie jest? - zapytał twardo.
-No nie, rzucał mną jak workiem ziemniaków i nic mi nie jest... - odpowiedział zdenerwowany - znowu mi się oberwało, nawet nie mam pojęcia za co...
-Świat pełen zła, nie oczekuj łatwego życia.
-Tylko ja dostaję po mordzie od kolejnego, zdziczałego smoka - rzekł smutno patrząc z dołu na górującego nad nim Norkada - czemu wszyscy mnie nienawidzą?
-Kiedy indziej o tym porozmawiamy, jesteś jeszcze za młody.
   I tak w szary, wietrzny oraz chłodny dzień, młody, czarnej łuski smok powędrował za Norkadem. Krótkie rogi wieńczyły jego trójkątny łeb. Sepris miał błękitne oczy, jak mu powiedziano - po matce. Pech chciał, kiedy był mały, inny smok odgryzł mu kawałek ogona, a napadany przez starszych zdobywał pierwsze blizny. Drzewa gubiły powoli liście, porywane wiatrem w przestrzeń wirowały w powietrzu, jednak zawiedziony i zły na świat Sepris przestał cieszyć się tym pięknem w prostej postaci. Cały czas miał w głowie mętlik. Gdziekolwiek odszedł sam, tam zawsze znalazł go Norkad. Od dawna zaczął już podejrzewać swojego opiekuna...
   Nie był jego ojcem, nawet zabronił siebie tak nazywać, za każdym razem gdy Sepris powiedział go niego "tato" lub "ojcze", obrywał w łeb. Gdyby miał gdzie pójść, już dawno opuściłby tą dziurę. Nie doświadczał od niego zbyt dużo czułości, nie pamiętał nawet czy ktokolwiek kiedyś był wobec niego przyjaźniej nastawiony. Nie pamięta swoich rodziców, nigdy nawet nikt mu o nich nie opowiadał, Norkad przekładał ten temat na inną chwilę twierdząc, że wciąż jest za wcześnie na to.
   Kim musiał być jego ojciec? Skoro nikt nie chce o nim mówić, a na dodatek jest napadany bez powodu, to musiał być zły... Nigdy nie spotkał drugiego czarnego smoka, przynajmniej na to pytanie otrzymał odpowiedź, jest wyjątkowy.
-Chcę nauczyć się walczyć - rzekł do Norkada idąc za nim przez Dolinę. Ten odwrócił głowę - dlaczego mi nie pokażesz?
-Bo ciebie musi trenować ktoś, kto naprawdę dobrze potrafi to robić.
-Jasne - mruknął smętnie.
-Głowa do góry - próbował go pocieszyć - przyjdzie na to czas.
-Wiesz? Nienawidzę cię, za to jaki jesteś, jak mnie traktujesz. Po co mnie w ogóle przygarnąłeś?
-To nie jest najlepszy moment na opowieści...
-Słyszę to za każdym razem kiedy o coś pytam - warknął - mam dość ciebie, sam o siebie zadbam.
   Zawrócił.
-Wracaj tutaj! - ryknął za nim groźnie Norkad. Kątem oka zauważył jak zaczyna za nim iść. Sepris przyspieszył, rozwinął skrzydła i wzbił się w powietrze. Zgubił go szybko w puszczy. Całkowicie świadomy błędu, przesiedział dwie godziny w ukryciu, w jakiejś dziupli między skałami. Myślał o następnym kroku, chciał w końcu zrobić coś, czego mu zabronił Norkad, a nigdy nie pozwolił mu odwiedzać Shaduru. Wiedział, że może go tam szukać. Pod jego opieką czuł się jak pies na łańcuchu.

10 wrz 2014

Smok Sepris Felsarin.




Sepris Felsarin
Wiek: 2,5 roku.
Pochodzenie: Żelazne Szczyty.
Rasa: Smok
Specjalne Umiejętności: nieznane.
Główne cechy charakteru: szczery, inteligentny, energiczny.
Status: Samotny.

Historia:
Sepris jest synem Felsarina oraz Kheriany. Po ich rozstaniu został zabrany przez ojca. Był świadkiem śmierci swoich rodziców. Wciąż mało wiedząc o życiu, trafił pod opiekę Norkada.

Krótkie streszczenie:
Młody smok pada ofiarą napaści, swojego podopiecznego ratuje Norkad. Sepris stwierdza, że chce nauczyć się bronić. Po odmowie ucieka do Shaduru. Zwiedza stolicę aż trafia na Sorenię. Na prośbę, opowiada mu o Felsarinie.
Powróciwszy do domu, zostaje brutalnie ukarany przez Norkada. W odwecie Sepris postanawia popełnić samobójstwo, w ostatniej chwili zostaje uratowany. Tracąc nad sobą panowanie atakuje swojego opiekuna i zabija go.
Niedługo po całym zajściu poznaje w Shadurze Trevora oraz Artezję. Następnego dnia zostaje porwany a potem sprzedany. 

Młody smok trafia do swego rodzaju szkoły gladiatorów. Rozpoczyna trening i przystępuje do pierwszej walki. Po zwycięstwie dostaje znak szkoły i wkrótce rozważa ucieczkę. W końcu nawiązuje rozmowę z obecnym w dworze alchemikiem, Albertem. Człowiek postanawia mu pomóc i smok podstępem ucieka z areny. Po powrocie do domu dokonuje szokującego odkrycia. Skutkiem jest spontaniczna chęć zmiany własnego wyglądu. Niedługo po tym poznaje Aresa.

Opowiada Felsarinowi o swoich problemach a niedługo smok znajduje u niego identyczne znamię i rozpoznaje w nim syna. Skłania go do powrotu i chcąc nie chcąc, odwraca wszystkie zmiany w swoim ciele. Jakiś czas później opowiada ojcu o swojej przeszłości. Będąc samemu w lesie zostaje napadnięty przez Harisa. Postanawia poprosić ojca by nauczył go walczyć.


Rozdziały:
  1. Fałszywy świat.
  2. Ostoja wolności. 
  3. Głos przodków. 
  4. Nieposłuszeństwo.
  5. Na skraju. 
  6. Spokój ducha (/w Trevor) 
  7. Za złoto. 
  8. Jak gladiator. 
  9. Próba. 
  10. Po grzbiecie. 
  11. Arena. 
  12. Nadzieja. 
  13. Alchemia. 
  14. Jak gołąb.  
  15. Niespodzianka. 
  16. Przyjaciel. 
  17. Prawie jak rodzina (/w Felsarin).
  18. Znamię (Felsarin) 
  19. Prawdziwy (/w Felsarin). 
  20. Wezwanie (Felsarin) 
  21. Wyrok. 
  22. Szkoła życia (Felsarin)  
  23. Zbroja (Felsarin)

7 wrz 2014

Felsarin - "Niewybaczalny".

Jesteś pokonana tak jak ja,
Mam serce z kamienia,
Żadne lekarstwo nie uleczy tego, co zostało zatrzymane.
~Disturbed - "Haunted"



   Felsarin poczuł jak dopada go słabość. Wciąż krwawił z ran na szyi jakie zostawiła mu Kheriana. Już wiedział... Usiadł przy błękitnej smoczycy i objął ją.
-Zawsze cię kochałem, wiesz? - mruknął do niej- rozumiem, jak wiele bólu ci to sprawia.
-Co teraz zrobimy? - spytała cicho - walczymy ze sobą jak wrogowie.
-Przez ten cały cały myślałem tylko o tobie, i wciąż nie wiem jak ci wybaczyć.
-A mógłbyś mi wybaczyć? Jesteś gotów pomóc mi to naprawić?
-Pytasz, czy jestem gotów... gotowy jestem na wszystko ale czy mógłbym? - chwycił jej głowę obiema łapami - nie, nie mogę.
   Szarpnął łbem Kheriany. Usłyszał trzask symbolizujący skręcenie karku. Wypuścił ją. Upadła martwa na ziemię.
-Tak mi przykro - powiedział słabym głosem stając nad nią - ale dla mnie już nie masz żadnego znaczenia. Żegnaj.
   Przyjrzał się jej. Pozostał na niej wyraz zdziwienia i szeroko otwarte oczy. Nigdy nie sądził, że zrobi coś takiego, lecz on sam stał na skraju życia. Odszukał Serpisa, skulony smok leżał wkopany pod jakimś kamieniem. Na zewnątrz wystawał tylko czarny ogon.
-Możesz wyjść - polecił synowi. Młody z trudem wyszedł - posłuchaj mnie uważnie. Musisz wracać, leć na wschód, w góry. Znajdź Norkada i powiedz, że już po wszystkim. Gdybyś nie mógł trafić to zawsze możesz kogoś zapytać. Leć, wierzę w ciebie.
   Sepris popatrzał na niego zdziwionym wzrokiem. Odleciał natychmiast. Felsarin obserwował go do końca, aż zniknął mu z oczu. Spuścił głowę i wrócił do Kheriany. Położył się i przycisnął sobie łapę do krwawiącej rany. Wbił wzrok w szalejący ogień, w płonący stos.
-Widzisz, co narobiłaś? - zapytał - gdybyś nie była taka głupia, wszystko wyglądałoby normalnie. Może i dzięki tobie pożyłem dłużej, ale mnie zdradziłaś. Zabiłem cię, bo wolę by nasze dzieci wychowywał obcy smok niż ty. Nie zasłużyłaś na nie, nie zasłużyłaś na życie. Byłaś urocza, ale stałaś się potworem. Byliśmy dobraną parą, ale widocznie nigdy się do nikogo nie przywiązywałaś skoro tak szybko po mnie znalazłaś sobie drugiego. Przypomnij sobie, ja czekałem sto trzydzieści lat po śmierci Elistery, to samo zrobiłbym dla ciebie.
-I tak, nie chciałem potomstwa - ciągnął dalej - dużo w życiu mnie zaskoczyło, ale potrafiłem to zaakceptować, mimo trudności zostałem. Bywałem bezmyślny. Na naszym pierwszym spotkaniu też poczułem do ciebie zauroczenie, chciałem cię chronić bo wiedziałem, co z tego będzie. Gdybym przeżył, postarałbym się cię nawet jakoś pochować, a tak to zgnijemy tutaj razem. Podszedłem cię jak pisklaka, czasami zamiast otwarcie atakować warto zrobić to podstępem. Nic ci to już nie da, bo jesteś martwa. 
-Ciekawe, co mnie czeka...? - rozmyślał na głos - ten moment musiał kiedyś nadejść. Zawsze myślałem, że zginę tragiczniej, rozszarpią mnie albo obetną mi łeb, a tutaj takie niepozorne dziabnięcie. Przynajmniej mnie nie boli.
   Popatrzał słabym wzrokiem na niebo. Słońce próbowało przedrzeć swe promienie przez ciężkie chmury. Zamknął oczy. Świadom końca złożył łeb na ziemi. Nie umierał jak bohater, tylko jak samotnik, zapomniany. Nikt na niego nie patrzał. Nigdy nie oczekiwał chwały, dbał wyłącznie o siebie. Teraz wszystko znika. Nie pragnął ratunku, chciał po prostu zasnąć. Nie docierała do niego żadna wina. Uśmiercił wiele istnień, i na niego przyszedł czas. Nie spodziewał się jednak takiego zajścia ze strony Kheriany...
   Ogarniała go coraz potężniejsza senność. Nie walczył z tym, nie było sensu, po prostu pozwolił sobie odpłynąć.

5 wrz 2014

Felsarin - "Bort"

Jeśli nie możesz znieść tego jak tu jest,
Przenieś się w lepsze miejsce.
~Three Days Grace - "Break".


   Wieki temu, po największym jeziorze Bort użyźniającym ziemię w promieniu wielu kilometrów, został tylko ponury, suchy i spękany krater najeżony skałami oraz strzępami zatopionych niegdyś łodzi. Pusty krater o średnicy kilkunastu kilometrów, głębokości paruset metrów wyglądał jak prehistoryczne cmentarzysko. Jego historia za każdym razem opowiadana jest trochę inaczej, i początkowo prosta niejednokrotnie została wyolbrzymiona czy przesadnie pokolorowana.
   Felsarin znał tą pierwotną, jedyną bez kłamstw i najbardziej oczywistą. Niezliczoną ilość lat temu, swe piętno odcisnął upadek komety. Ziemię nawiedziła trwająca tysiące lat mroźna zima. Topniejące lodowce zostawiły w kraterze jezioro Bort, lecz susza całkowicie zabrała życiodajną wodę. Dzisiaj jest tylko pusty krater. Tutaj postanowił zamieszkać, w jednym z zniszczonych wraków rybackich.
   Upewniwszy się, że nic nie zajęło tego miejsca przed nim, znalazł ciemne wnętrze największej łodzi. Wszedł do środka przez wyrwaną w poszyciu żaglowca dziurę. W środku odnalazł szkielet, prawdopodobnie gryfa. Wyrzucił kości rozrzucając szczątki po okolicy. Przyznał sobie szczerze: uciekł, nie wiedział czy słusznie czy nie, cały czas gryzło go poczucie winy.
   Bort najwyraźniej było odwiedzane przez szukające samotności stworzenia. W ciągu dnia odnajdywał szczątki, zupełnie jakby miejsce to niegdyś uznane zostało za jakieś więzienie lub kryjówkę dla zbiegów, być może i dla niego. Obserwował jak jego syn rośnie i powoli staje się smokiem. Zastanawiała go jego przyszłość... czy będzie taki jak on? Szczerze nie chciał tworzyć swojego własnego sobowtóra, nie chciał, by Sepris był taki sam jak ojciec, przysporzyłoby mu to problemów, wrogów... już sam fakt, że jest jego synem sprawi mu pewne trudności. 
   Fenthir także nie był czysty, po śmierci wszyscy ci, którzy pragnęli zemsty na Fenthirze zwrócili swój gniew do Felsarina. W samotności zawsze myślał o nich, o tych, co mogli mieć dla niego znaczenie. Nigdy jednak nie zwracał swoich słów w głowie do matki, nigdy o niej nie wspominał, nigdy o niej nie pamiętał chociaż nie była winna żadnej jego krzywdy, lecz z braku współczucia ją także uznał za złą. Cokolwiek by czuł, nawet taki potwór jak Felsarin nigdy nie porzuciłby własnego potomstwa, bowiem znał gorsze rzeczy niż śmierć. 
   Dwa tygodnie życia w ciszy uspokoiły jego zadręczoną duszę. Zabierał Seprisa na polowanie, wkrótce młody zaczynał wypowiadać swoje pierwsze słowa. Smoki uczyły się bardzo szybko, nie potrzebowały tylu lat co ludzie by móc wreszcie płynnie mówić, chłonęły nawyki i naśladowały własnych rodziców.
   Vermund uczył Felsarina atakować, on chce pokazać swojemu synowi jak bronić. 

***

   Pewnego deszczowego dnia, obserwując niebo przez szczelinę spróchniałego drewna ze swojej kryjówki, pod szarymi chmurami ujrzał krążący obiekt. Szybujące stworzenie nie wyglądało jakby zwyczajnie przelatywało nad kraterem. Natychmiast obudziło w Felsarinie niepokój. Postanowił nie wychodzić z ukrycia, jego myślom mogła to być tylko Kheriana lub Norkad. Jedno i drugie nie zapowiadało wesołych wieści, a szczególnie Kheriana. Spotkania z nią obawiał się jak konfrontacji ze swoim największym koszmarem. Nie znał jej zamiarów, nie wiedział do czego jest zdolna.
-Nie wychodź - uprzedził Seprisa.
   Ku zgrozie, smok na niebie latał coraz niżej, i raczej nie wyglądał na przyjaźnie nastawionego, w przeciwnym wypadku nie krążyłby jak sęp nad konającą ofiarą. Wkrótce zniknął. Zachowując czujność, Felsarin pozostał na miejscu. Nocą słyszał jak ktoś buszuje w pobliżu. Już wiedział - to była ona. Łaziła i robiła hałas po to, by nie mógł spać, by go wystraszyć, wywołać z ukrycia. Siedząc skulony jak tchórz w ciemnym kącie starej łodzi, daleko od wyjścia, nie dawał znaków życia. Zaczął zastanawiać się, skąd Kheriana wie o jego położeniu? Tylko Norkad to wiedział, musiał jej powiedzieć.
   I teraz miał dylemat... zmusiła go, czy wyjawił jej informacje dobrowolnie? Niedługo trzaski oraz kroki ucichły, jednak rano...
-Tak zachowuje się każda ofiara, siedzi po cichu w dziurze czekając na łut szczęścia - usłyszał głos Kheriany - uratuj resztki swojej godności i wyjdź. No chyba, że jesteś już martwy...
   Wstał powoli nie robiąc najmniejszego hałasu. Łódź skonstruowana została na transportowiec, bez problemu znalazł drugie wyjście. Kazał Seprisowi znaleźć sobie inną kryjówkę. Felsarin stanął na szczycie jęczącego i skrzypiącego drewna. W dole Kheriana węszyła przy wejściu.
-Ofiarą jest ten, kto nie wie, że jest obserwowany - odpowiedział. Błękitna smoczyca wycofała łeb i spojrzała wprost na niego. Na lewej stronie paszczy miała głębokie ślady po ranie jaką jej zadał.
-Uciekłeś - rzekła złośliwie - jak tchórz, przede mną. Wystarczyło przycisnąć Norkada do ściany i wszystko mi wyśpiewał. Nigdy bym nie uwierzyła w twoje samobójstwo. Kiepski z ciebie kłamca. Przyleciałam odebrać to, co moje.
-Tutaj nie ma nic twojego - odparł czarny smok wędrując po kadłubie.
-Oddaj mi syna - powiedziała wprost śledząc go wzrokiem.
-Najpierw mi go odbierz - warknął stając najbliżej niej - po moim trupie...
-Chętnie - Kheriana uderzyła ogonem w spękany, drewniany kadłub. Cała konstrukcja zatrzeszczała po czym runęła razem z Felsarinem zakopując go w hałdzie postrzępionych desek. W powietrze wzbiła się chmura brązowego dymu.
   Kheriana odkopała go. Na swoje nieszczęście leżał na brzuchu. Poczuł jak smoczyca przyciska go.
-Powiesz mi, gdzie on jest? - szepnęła tuż obok jego głowy.
-Nawet gdybym wiedział - odpowiedział - to bym ci nie powiedział. 
-W takim razie nie jesteś mi potrzebny.
   Zaczęła go dusić. Zrobił wielkie oczy. W tej chwili odezwała się jego wola przetrwania. Ostatkami sił wykrzesał z pyska płomień podpalając wysuszone drewno. Wszystko zaczęło płonąć. Gdy ognisko sięgnęło skrzydeł Kheriany, smoczyca puściła go. Wykorzystał ten moment by wykonać przewrót na grzbiet i zepchnąć ją prosto w ogień. Sam wyskoczył unikając oparzenia. Rozwścieczona Kheriana dopadła go podchodząc Felsarina od tyłu.
   Zdzieliła go ogonem w łeb, oszołomiony próbował się wycofać, lecz smoczyca chwyciła go pazurami za gardło tuż pod szczęką. Instynktownie złapał za jej ramię, ona zacisnęła uścisk wbijając szpony w jego szyję.
-Zamorduję cię, rozumiesz to, głupi smoku? - warknęła bezlitośnie - za to co mi zrobiłeś, za to jak mnie oszpeciłeś.
   Wykręcił jej łapę i pchnął. Natarł na nią przytłaczając smoczycę do głazu. Pokaleczyła mu boleśnie brzuch wierzgając nogami. Rzucił ją o ziemię i przycisnął tak jak ona jego.
-Zabiję cię - ryknęła bezsilnie - zatłukę, za to wszystko.
-Spokój! - warknął prosto do niej. Kheriana znieruchomiała. Dyszała głośno pod nim.
-Już? - zapytał.
-Tak - mruknęła. Uwolnił ją. Czujnie obserwował jak wstaje na cztery łapy. Nie chciała spojrzeć mu w oczy. Podszedł do niej bez wahania i chwycił delikatnie pysk Kheriany oglądając piętno na jej paszczy.
-Znam kogoś, kto potrafi to usunąć - rzekł.